środa, 2 lipca 2014

Mundial cudów - przynajmniej na razie

Nie ma to być podsumowanie, bo mam nadzieję, że wszystko to, co najlepsze jest jeszcze przed nami. Jednak po trzech tygodniach trwania mistrzostw, frazes "na mundialu nie ma już słabych drużyn" jest trafny jak niemal nigdy przedtem. Na ostatnich turniejach zdarzały się bowiem ekipy, które reszta stawki traktowała jak "nabijacz" punktów i bramek. Rolę taką spełniały zwłaszcza Serbia i Czarnogóra wraz z Arabią Saudyjską w Niemczech oraz Korea Północna w RPA. Podobną łatkę można na trwających mistrzostwach przylepić Kamerunowi, ale to co się dzieje wokół reprezentacji tego kraju daleko odbiega od normy. Do tego na kadrę tego kraju spadły różne oskarżenia, więc lepiej póki co na temat drużyny Alexa Songa i Samuela Eto'o się nie wypowiadać.



 Faktem jest to, że tylko Kolumbia stosunkowo łatwo poradziła sobie z Urugwajem w 1/8 finału MŚ. Już na tym etapie turnieju oglądaliśmy pięć dogrywek i dwa konkursy rzutów karnych. Przed dodatkowymi trzydziestoma minutami bardzo szczęśliwie uratowała się Holandia, a i Francja długo męczyła się z Nigerią, zanim strzeliła jej pierwszą bramkę. Niemcy, Argentyna, Belgia, czy Brazylia pozostawiały wrażenie, jakby właśnie miały za sobą rekordowo długi sezon w Ekstraklasie, bo rywale, nawet tak egzotyczni jak Algieria, bardzo długo nie dawali im się zdominować. Jednak potęgom szczęście dopisuje na tym turnieju. Argentynę uratował słupek, a Brazylię poprzeczka w sto dwudziestej minucie ich dogrywek. Niemców z tarapatów wyciągał szalonymi wyjściami z bramki Neuer, a Belgia swoje pozostanie w turnieju zawdzięcza niedoszłemu reprezentantowi Polski, Chrisowi Wondolowskiemu, który z pięciu metrów fatalnie spudłował w doliczonym czasie gry.
Podobno piłka europejska jest w odwrocie i to pogoda tak utrudnia sprawę Europejczykom. Jednak na ostatnim turnieju o Puchar Świata, który miał miejsce przecież w Afryce, w finale mieliśmy dwie ekipy ze Starego Kontynentu. Bardzo możliwe, że tak samo może być i w tym roku. Na osiem drużyn, które dotarły do ćwierćfinałów, połowa pochodzi z Europy. Przed czterema laty, na tym etapie takich drużyn było tylko trzy. Skąd więc tyle tych okrzyków grzebiących piłkę z naszego kontynentu? Ano - podejrzewam - stąd, że główną uwagę wszystkich zwrócili na siebie przegrani, a nie wygrani. Odpadł z turnieju potentat i obrońca tytułu, a prawdziwą sensacją jest Kostaryka, która wygrała grupę ponoć najtrudniejszą ze wszystkich. Anglicy mieli duży potencjał, ale zabrakło jakiegoś konkretu, skuteczności. Pomysł na tę drużynę był nie najgorszy, a sama ekipa nie grała przecież źle, ale wszystko to było pozbawione pewności. Anglia nie była chociażby przekonana, czy chce grać z kontry, czy atakiem pozycyjnym. Włosi natomiast grali dokładnie to samo, co na naszym Euro. Za bardzo wpatrywali się w Pirlo, zabrakło im typowych liderów, kogoś takiego jak Candreva w jedynym wygranym starciu z Anglią. A Kostaryka wiedziała co chce grać. Nie dziwiło mnie to, ze Grecja wydawała się drużyną dużo lepszą w pojedynku z nimi, bo dlaczego trener Pinto miałby zmieniać zwycięską taktykę? Obawiam się jednak, że sen Kostaryki może się niebawem zakończyć, bo w spotkaniu z Holandią dotychczasowy plan taktyczny może nie wypalić. Oranje nie grają bowiem dziesiątkami podań na połowie przeciwnika, a kilkoma zaledwie i nie unikają długich zagrań. W starciu tym Kostaryka musi się bardziej otworzyć, więc Holendrom może być dużo łatwiej niż w pojedynku z Meksykiem.



Francuzi naprawdę bardzo pozytywnie zaskakują na tych mistrzostwach. Szwajcarów, których Argentyna zapamięta na długo, wręcz zmiażdżyli. Nigerię, która również ekipie trenera Sabelli napędziła sporo strachu, w ostatecznym rozrachunku pokonali pewnie. Mam takie wrażenie, że nieobecność Francka Ribery'ego, tylko pomaga drużynie Les Bleus. Nigdy nie stawiałem skrzydłowego Bayernu w jednej linii z Ronaldo czy Messim, natomiast wszyscy oczekiwali od byłego gracza Marsylii takiego wpływu na drużynę, jaki dawała swoim reprezentacjom wymieniona wcześniej dwójka. Może z Riberym Francja byłaby dokładnie w tym samym miejscu, w jakim jest teraz. Ale jednak wydaje mi się, ze jego brak wymusza na trenerze Trójkolorowych więcej różnorodności w sposobie grania, a także wywarcia większego wpływu na rozwój spotkania przez pojedynczych piłkarzy reprezentacji Francji. Dla mnie w starciu z przeciętnymi Niemcami to Francuzi będą faworytem.
Chyba najciekawiej zapowiada się mecz gospodarzy z Kolumbią. Drużynę trenera Pekermana ogląda się jak dotąd chyba najprzyjemniej. Już od swoich pierwszych minut na brazylijskich boiskach, gdy strzelili gola Grekom i zamanifestowali swoją radość, można było przypuszczać, ze Kolumbia może tu nieźle nabroić. Gdy męczą się Niemcy, a  Portugalia czy Hiszpania nie potrafi wyjść z grupy, widać jak bardzo chce się osiągnąć sukces drużynie z Ameryki Południowej. Aż dziw bierze, że ekipa, której na boisku tak świetnie przewodzi James Rodriguez, tak bardzo cierpiała z powodu kontuzji Falcao.  Wydaje się bowiem niekiedy, że Kolumbijczycy są teoretycznie mocniejsi na ławce niż na boisku. Ramos, Guarin, do nie dawna Martinez tylko z ławki pomagali swoim kolegom, a Carlos Bacca - jeden z najbardziej rozchwytywanych obecnie napastników w Europie - nawet na minutę nie podniósł się z rezerwy. Mówi się, że Rodriguez już po mundialu może zostać graczem Realu Madryt, jednak znacznie łatwiej będzie wyciągnąć do jakiegoś wielkiego klubu inną, nie mniej ważną dla reprezentacji Kolumbii gwiazdę tego Mundialu - Juana Cuadrado.
Warto też zwrócić uwagę na wciąż niezwyciężonych Belgów. Ale znaleźli się oni na samym końcu tego tekstu nie bez przypadku. Nie oczarowali mnie jak chociażby Kolumbia. Swoje zwycięstwa dosłownie wymęczyli, a z takim składem można było się po nich spodziewać dużo bardziej zróżnicowanej gry. Zwłaszcza Eden Hazard nie jest takim liderem Czerwonych Diabłów, jakim to zapowiadał, ze chce zostać. Jednak co z tego, skoro Belgowie kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa? Co z tego, że gdyby taką samą drogę mieli na przykład Hiszpanie, może wciąż mogliby liczyć na obronę tytułu? To wszystko nieważne, bo teraz Belgowie staną przed Messim i Di Marią i będzie to tak naprawdę pierwszy poważny pojedynek dla obu tych reprezentacji.

 

0 komentarze:

Prześlij komentarz