środa, 15 października 2014

Mały krok naprzód

Po absolutnie historycznym wydarzeniu, jakim było pogonienie Niemców, mecz ze Szkotami miał być odpowiedzią na pytanie czy polska reprezentacja wreszcie zmieniła swoje obliczę, potrafiła wybić się na odpowiedni poziom, czy jest to ciągle ten sam twór, ten sam obraz kadry poległej w starciu z Czechami podczas Euro 2012. Niestety, chyba trzeba skłaniać się ku tej drugiej opcji, jednak niesprawiedliwością byłoby nie zauważenie pewnego progresu. 



Mecz z 11 października to był prawdziwy fenomen. Coś co wręcz nie miało prawa się wydarzyć. Zapanowała ogromna euforia, ogromna nadzieja na przyszłe spotkania, ale racjonalnie rzecz ujmując, trzeba sobie powiedzieć jasno: mieliśmy więcej szczęścia niż umiejętności. Trochę źle się czuje pisząc takie słowa, bo w obliczu tak gigantycznego sukcesu, sposób w jaki został on osiągnięty, jest sprawą zdecydowanie drugorzędną. Jednak Ameryki nie odkryję pisząc, że Niemcy byli drużyną co najmniej o klasę lepszą, stwarzali sytuacje stuprocentowe, a przegrali tylko dlatego, że fatalnie funkcjonowało im w tym meczu wykończenie (na co nie mały wpływ mieli oczywiście w niektórych momentach Szczęsny, bądź Glik). Tak czy siak, starcie z Niemcami na pewno stanie się polską legendą narodową. Jeśli awansujemy na Euro, bije ono pamiętny remis na Wembley na głowę. Nie zmienia to jednak faktu, że z pojedynku z ubiegłej soboty teoretycznie kadra Nawałki nie powinna podlegać żadnej ocenie. Mieliśmy prawo przegrać. Żeby awansować na mistrzostwa we Francji, zwycięstwa nad Niemcami wcale nie były wkalkulowane w nasz plan na tę eliminacje. Za to ze Szkocją u siebie - jak najbardziej.



Nawałka miał sprawić, że zaczniemy wygrywać z drużynami  tej samej wielkości co nasza reprezentacja. Bo co z tego, że remisujemy z Anglią, skoro dwukrotnie przegrywamy z Ukrainą i jedyne na co nas stać to remisy z mocno przeciętną, lichą Czarnogórą. Były trener Górnika miał także zadziałać, abyśmy zaczęli chociaż wygrywać u siebie, bo bez tego o jakąkolwiek kwalifikacje do dużego turnieju ani rusz. Trzy punkty z Niemcami to duży plus, ale nawet mimo ponownego potknięcia się mistrzów świata, tym razem z Irlandią, trzeba zakładać, ze nasi zachodni sąsiedzi grupę wygrają i walka rozstrzygnie się o miejsce drugie i trzecie. A więc szczególnie trzeba skupiać się na takich meczach jak ten ze Szkocją. A jak to wyglądało? Może będę okrutny, ale momentami w pierwszej połowie byliśmy jeszcze bardziej bezradni niż w pierwszym październikowym meczu eliminacyjnym. Tam bowiem nasze bieganie za przeciwnikiem było zaplanowane, a tutaj wynikało z wyższości Szkotów.



Ale nie ma co się dziwić skoro, jakby nie patrzeć, z wyjątkiem środkowych obrońców i Grzegorza Krychowiaka - a więc zawodników stricte defensywnych, Nawałka korzysta z piłkarzy, którzy zawiedli na Euro. Niby, lepszych nie mamy, ale do nie dawna nawet formacja wciąż była ta sama. Szczytem naiwności jest przecież powtarzanie ciągle tych samych czynności, czekając na inny rezultat. Ten mały progres naszej kadry był możliwy dzięki temu, że były trener Zabrzan zrobił coś, na co nie mieli odwagi Smuda ani tym bardziej Fornalik. A więc wyselekcjonował piłkarzy, którzy w obecnej chwili okazali się dużym wzmocnieniem kadry, a  których typowy polki kibic który sam dla siebie powołuje swoją reprezentację, raczej by pod uwagę nie brał. Bo na tym polega praca trenera reprezentacji. Musi mieć swoją wizję. Trener Loew od lat powołuje dość kontrowersyjnie, wielu klasowych piłkarzy pomija, innym daje szansę i to przynosi znakomite rezultaty. Od kilku lat gramy to samo, tymi samymi piłkarzami i przynosi to ten sam, opłakany skutek. Nawałka stawiając na dwóch napastników i nie bojąc się dawać szans rezerwowemu w klubie Milikowi, oraz stawiając na Sebastiana Milę, pokazał, że całkiem niezły z niego selekcjoner. Ostatnie minuty meczu ze Szkotami dały nadzieję, że potrafimy jednak jakieś składne akcje na połowie rywala rozgrywać. I oby ten obraz bezradnych Polaków z pierwszej połowy wtorkowego spotkania już nie powrócił.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Po wczorajszym meczu widać, że Nawałka ma pomysł na reprezentację. Dwóch napastników, aktywni boczni obrońcy i do tego cały czas szukamy środkowych pomocników. Krychowiak jeszcze nie pokazuje tego za co go chwalą w klubie, Mączyński za dużo niepewności, Mila chyba za słabo przygotowany, skoro tylko na ostatnie minuty wpuszczany, a jest jednym z najlepszych całego meczu... Ale to musi się wyklarować, bo rozgrywanie to nie jest coś co Szczęsny z Szukałą powinni robić.
Milik, stworzony przez Nawałkę, gra to co powinien, wykorzystuje te nieliczne sytuacje, które ma, potrafi zagrać na jeden kontakt i umie dryblować. Gdybyśmy mieli dwóch Milików, wygralibyśmy ze Szkocją. Lewandowski nic nie grał, tak samo z Niemcami. Narzekanie na jego grę w kadrze to polska tradycja, ale taka jest prawda. A jak nie jest w stanie biegać, bo ktoś mu chciał złamać nogę, to niech odpuści i zejdzie.

Ale, cytując klasyka: "A Niemcy tu, a Niemcy tam, a Niemcy ch*ja robią nam!"

15 października 2014 13:35
Unknown pisze...

Wydaje mi się, że nawet sam Nawałka nie za bardzo wierzył, że Mila może zagrać tak dobrze, i to dlatego grał tylko przez pół godziny. I tak po prawdzie, to Milik do momentu strzelenia gola był niewidoczny, duży plus raczej za skuteczność. Lewandowski harował, jak to on, wszędzie, choć nie wiele z tego wynikało. Miał jedną sytuacje pod koniec, ale wszystko musiał sobie sam wywalczyć. Ja nie wiem czy Mila może tak grać przez cały mecz i przez całe eliminacje. Nasza kadra pilnie potrzebuje rozgrywającego, szkoda, że Zielińskiego psują w Seria A.

15 października 2014 22:00

Prześlij komentarz