poniedziałek, 6 stycznia 2014

Lewandowski w Monachium

O największym transferze w historii polskiego futbolu słów kilka, jeśli jest jeszcze coś, czego nie powiedziano w tym temacie.


Kilka lat temu, w każde okienko transferowe wchodziłem codziennie na mój ulubiony, nieistniejącą już serwis sportowo-informacyjny eurosport.pl, by tam śledzić poczyniania transferowe w tamtejszej tzw. "karuzeli". Marzyłem wówczas, aby móc kiedyś przeczytać informacje o zainteresowaniu wielkiego europejskiego klubu jakimś Polakiem. Liczyłem na to, że kiedyś w całej Europie polskie nazwisko przewijać się będzie w różnych dyskusjach, a przede wszystkim w notesach najlepszych zagranicznych trenerów i dyrektorów sportowych. No to się przeliczyłem. Transfer Roberta Lewandowskiego ani nie był niespodzianką, ani wielomilionowym rekordem jeżeli chodzi o Polskę. Co prawda wielkie transfery nigdy nie są niespodziankami, dzięki prężnie działającym dziennikarzom, ale co możemy mówić, kiedy cała sprawa była wiadomo od grubo ponad roku? Przez cały ten czas trwało tylko mydlenie oczu wszystkim pytającym i fałszywe uśmiechy. Naprawdę podziwiam Lewego i pana Kucharskiego, że hamowali się w zachwalaniu swoich negocjacji z tuzami europejskiej piłki i tak mało mówili. Jeżeli chodzi o kasę, to żal mi tylko biednego klubu z Dortmundu. Drugi raz w przeciągu zaledwie kilku miesięcy musi oddawać swojemu największemu rywalowi, jednego z najlepszych piłkarzy z drużyny. A tym razem bólu nie złagodzi lawina gotówki na koncie, bo to przecież "wolny transfer".


Ale jakoś się tak pesymistycznie zrobiło. Mimo wszystko należy zaznaczyć, że jest to wielka chwila w historii polskiej piłki. Ostatnie lata nas nie rozpieszczały, poprzednia taka chwila miała miejsce ponad dziesięć lat temu, kiedy to na Anfield witali Jerzego Dudka. Tak naprawdę to coś podobnego działo się ponad trzydzieści lat temu, z okazji transferu Bońka do Juventusu, bo mówimy tu o piłkarzach z pola. Może nawet dzięki tym niekończącym się spekulacjom wokół transferu Lewandowskiego, wiele osób z całego świata dowiedziało się co nieco o naszej ojczyźnie. A sam Robert? El dorado. To profesjonalista czystej krwi, jestem przekonany, że sodówka nie uderzy mu do głowy i szybko stanie się ważną częścią monachijskiego giganta. To najbliższa przyszłość, a trochę dalej? Wychowanek Varsovii Warszawa jest na najlepszej drodze, aby przez dziesięciolecia być ikoną polskiej piłki: przykładem dla młodych, naszym ambasadorem z okazji przeróżnych imprez. A może także stającym na czele najważniejszych piłkarskich struktur w kraju nad Wisłą.

Trochę odleciałem. Warto teraz zastanowić się nad sytuacją Roberta, jak już stanie się pełnoprawnym członkiem drużyny Bayernu. To będzie zupełna inna sytuacja, do której Robert nie jest przyzwyczajony. Przez ostatnie lata dla naszego napastnika pojęcie zwane "konkurencją" było całkowicie obce. Zero nacisku ze strony kogokolwiek zarówno w klubie jak i reprezentacji. Wszystko co było do grania Robert grał i myślę, że trochę do takiej sytuacji przywykł. Jeszcze niedawno w Bayernie o jedno miejsce w ataku bili się aż trzej napastnicy o klasie delikatnie mówiąc, nieprzeciętnej. Gómez sporadyczne granie zniósł najgorzej, więc odpadł pierwszy. Pizarro ma już swoje lata, więc zgadza się na granie mniej więcej raz na miesiąc. Zwycięsko wyszedł więc Mandžukić, z którym to Lewandowski będzie walczył o miejsce w składzie. Jestem raczej spokojny o wynik tej rywalizacji, bo miałem wiele okazji do ocenienia umiejętności obu dżentelmenów. Bardziej martwię się co może przyjść do głowy panu Guardioli. Ledwo został trenerem FC Hollywood, a już porządnie namieszał. Hiszpan lubuje się w piłkarzach elastycznych, wielozadaniowych. Choć ani na chwilę nie porzuca systemu gry z jednym napastnikiem, to co rusz zmienia wykonawców. Philip Lahm był już przyzwyczajony rotawania nim w składzie, ale w grę wchodziły tylko lewa lub prawa strona defensywy. A teraz stał się nagle genialnym defensywnym pomocnikiem. To jeszcze nic. Konia z rzędem temu, kto potrafi przypisać Thomasowi Müllerowi jedną pozycję na boisku. Niby to napastnik, a najczęsciej gra na skrzydle, jednym i drugim. Był widziany także w roli środkowego, ofensywnie nastawionego pomocnika. W najważniejszych meczach Bayernu w tym sezonie to właśnie Müller zajmował rolę wysuniętego snajpera. Wiele osób z przymrużeniem oka odbierało informacje, jakoby Götze jest widziany przez hiszpańskiego szkoleniowca w roli podobnej do tej, którą w Barcelonie odgrywał sam Leo Messi. A jednak rzeczywiście, młody niemiec był ostatnio wystawiany w roli fałszywego napastnika i wcale nie poszło mu najgorzej. I jak na takim tle wygląda sytuacja Mandžukicia, który potrafi grać tylko na jednej pozycji? Grzeje ławę. Nie zawsze, ale w porównaniu z poprzednim sezonem, znacznie częściej. Jak już gra, to zwykle bardzo dobrze, strzela bramki i jest tuż za Lewandowskim w tabeli najskuteczniejszych strzelców Bundesligi, jednak mimo to zwykle pierwszy opuszcza murawę, często jeszcze przed upływem sześćdziesiątej minuty gry. Jeśli w podobnej sytuacji niedługo znajdzie się Lewandowski, to już można sobie wyobrażać lamentacje w jakie wpadną media i eksperci w naszym kraju.

0 komentarze:

Prześlij komentarz